Kultura i brak kultury
Pojęcie kultury określane jest w
tysiącu różnych bardziej lub mniej udanych definicji , najczęściej
jako wytwory ludzi , w szerokim spektrum działalności człowieka .
Taka naukowa definicja całkowicie mi nie odpowiada . Dla mnie
kultura to nie ogół owych wytworów , tylko raczej ta ich część
, która nie jest kiczem. Chodzi więc o taka twórczość , która
zupełnie nieobiektywnie posiada owe „coś” co pozwala jej
znaleźć się w przedziale wytworów artystycznych. Granice te są
bardzo płynne i zależą od wielu czynników. Jak bardzo
klasyfikacja tego co jest kulturą a co nią nie jest , jest płynna
, rozumie każda świadoma osoba , która jest w stanie prześledzić
historię swoich upodobań kulturalnych i artystycznych. Dla osób
, które jak ja wywodzą się ze środowisk dorastających w
niezamożnych rodzinach , odkryciem kulturalnym lat 60-tych była np.
muzyka rockowa . Zadziwiające jest dla mnie jak to odkrycie
ewoluowało na przestrzeni lat. Najpierw był to zachwyt prymitywnym
buntem i zachowaniem rockmenów , prostym rytmem perkusji i prostymi
riffami gitary. W prl-owskiej rzeczywistości dla wielu ta muzyka
była objawieniem i rodzajem religii pozwalającej myśleć , że i
my żyjemy w wolnym świecie. Zjawisko to potęgowała nadawana w oficjalnym radiu i tv muzyka pseudo
patriotyczna , pieśni rewolucyjne , stylizowane na ludowo utwory
Mazowsza czy Śląska , lub ugrzecznione piosenki plejady kiczowatych
wokalistów . Na tym tle kawałki Slade , Gary Glittera , Suzi
Quadro itp. wykonawców brzmiały świeżo i ożywczo choć w
rzeczywistości były kiczem. Dopiero nieco później słuchając np.
The Doors , Led Zeppelin, Pink Floyd zaczynaliśmy rozumieć jakim
chłamem się zachwycaliśmy. Dla wielu nie był to koniec poznawania
świata kultury muzycznej . Pojawiły się inne nurty , wielu zaczęło
słuchać np. jazzu. Dla mnie odkryciem tej ewolucyjnej drogi
dojrzewania muzycznego stało się wydarzenie zasłyszane od jednego
z moich znajomych , nb. audiofila od wielu lat. Człowiek ten
słuchający specyficznych ciężkich odmian rocka i metalu namówiony
przez przyjaciela wybrał się na koncert muzyki poważnej. Pamiętam
Jego szczery , dziecięcy , zachwyt nad tym koncertem , nad potęgą
i majestatem takiej muzyki. Ja osobiście przeszedłem podobna
ewolucyjną drogę i zupełnie tego nie żałuję . Nie żałuje
ponieważ mam porównanie. Za czasów mojej wczesnej edukacji znałem
osobę , wywodząca się z inteligenckiej , dobrze ułożonej
rodziny. Osoba ta słuchała prawie wyłącznie muzyki poważnej ,
której ludzie mojego pokroju nie słuchali w tym czasie zupełnie.
Efekt tych różnych dróg rozwoju jest taki , że dzisiaj ja należę
do osób które słuchają muzyki artystycznej rockowej , jazzowej i
poważnej a moja znajoma pozostała jedynie w kręgu muzyki poważnej
. Wyobrażam sobie a nawet jestem pewien , że podobny scenariusz
zachodzi w innych dziedzinach kultury na wielu jej polach. Oczywiście
konsumpcja kultury w moim pokoleniu nie mieściła się w
akceptowalnych kryteriach pokolenia poprzedniego . Podobne zjawisko
obserwuję
teraz . Zwykle znajomi z mojego
pokolenia nie akceptują rapu i hip-hopu. Trudno się temu dziwić,
bo to co przenika z tych nurtów do mediów , stanowi tylko kiczowatą ich część . Nietrudno jest ocenić kiczowatość kawałków
, w których autor operuje nadmiarem formy nad treścią , próbując
nijakość treści przykryć nadmiarem wulgaryzmów lub frazami z
grubsza sprowadzającymi się do biadolenia autora nad swoim ciężkim
losem - człowieka wychowanego w beznadziei blokowiska. Ów
„biadolący” nad swoim losem autor pod koniec pseudoartystycznych
wypocin okazuje się jednak człowiekiem inteligentnym wyrastającym
ponad swoje otoczenie. No cóż … przy takim poziomie treści rapu
nie może on być akceptowalny choć pewnie koneserzy tej muzyki
znają artystyczne kawałki ( nie żartuję serio wiem ,że takie są
, zresztą wiele hip-hopwych kawałków przenika np. do jazzu , na
szczęście tylko muzycznie bez słowotwórstwa ) warte zachwytu.
Nie zmienia to faktu , że z czasem konsumentom i takich nurtów
spadną klapki z oczu i dużą część tego czego słuchają
obecnie, za kilkanaście lat , będzie dla nich sentymentalnym
kiczem. W kulturze muzycznej jak i w każdej innej jest również
obecny element lansu i prowokacji artystycznej. Robił to np. Hendrix
wyprawiając różne cuda ze swoja gitarą aż do jej totalnej
destrukcji . Ta artystyczna prowokacja pewnie miała wtedy jakiś cel
, zupełnie zapomniany dziś , za to miliony ludzi pamięta riffy np.
Purple Haze. Było też wiele innych prowokacji artystycznych , np.
nieśmiałe początki , chyba najbardziej znanego obecnie bielskiego
kompozytora polegające na chodzeniu po pianinie w czasie koncertu.
Dzisiaj już nikt nie pamięta celu tej prowokacji , pewnie nawet sam
jej autor , choć jest teraz bardzo znanym i cenionym artystą.
Prowokacja artystyczna zawsze była wpisana w dzieło tworzenia i
zawsze toczył się spór o jej granice. Z definicji taka prowokacja
musi naruszać pewien skostniały stan i wywoływać ferment. Tak ma
właśnie być. Ale bywają też , na szczęście nieliczne,
prowokacje , których celem jest tylko ordynarny lans a środkiem do
osiągnięcia tego celu prostackie posunięcia obrażające ludzi .
Autor takiej prowokacji świadomie i celowo przekracza wszelkie
granice bo z jego zimnej kalkulacji wynika , że koszty poniesione na
reklamę swojego dzieła są niewspółmiernie wysokie od bezczelnego
chamskiego i prostackiego lansu , który zapewni długi medialny byt
a co za tym idzie po prostu dobry zarobek. Takie działanie dla mnie
jest swojego rodzaju prostytucja artystyczną.
Uff , aż sam się sobie dziwię ,że
napisałem ten tekst bo dotyczy on konkretnej sztuki teatralnej
obecnie prymitywnie lansowanej bezczelną prowokacją , której
reklamować nie chcę . Z drugiej strony moje sceptyczne poglądy
dotyczące wiary nie pozwalają bronić na siłę nie swoich
przekonań , które ta prowokacja obraża . A jednak uważam ,że
jest coś wstrętnego w opluwaniu poglądów innych bez względu na to z jakiej
formacji politycznej czy religijnej się wywodzą. To jest brak
kultury. Już lepiej przechodźmy ewolucje kultury niż wymianę
ciosów po oczywistym zagraniu marketingowym bo właśnie o to chodzi
autorom takiej pseudo prowokacji. Tacy ludzie , jak ktoś celnie
zauważył , jeśli uznają , że mają za mało reklamy to w każdej
chwili gotowi są ustawić następny krzyż do oplucia. Przecież
liczy się popularność i mamona.