Epizod
Listopad ma to do siebie ,że choćbyśmy
nie chcieli nastraja do myślenia o przemijaniu. Chociaż wiemy ,że
wszystko przemija to nasza świadomość jest tak skonstruowana ( na
szczęście ) , że nie pozwala myśleć za długo o sprawach
związanych z przemijaniem. Baa nasz organizm broni naszą
świadomość tak mocno ,że żyjemy w poczuciu prawie że
nieśmiertelności.
Dopiero mocno działające na
wyobraźnię zdarzenia np. poważna choroba lub śmierć wśród
bliskich wywołuje refleksję a właściwie
zdziwienie i przerażenie : jak to - to mnie to też czeka? Różnie
też bronimy się przed tą okropną myślą
, że nasz koniec jest nieuchronny. Wiele osób religijnych znajduje
pociechę wierząc , że żyjąc zgodnie z kanonami swojej wiary
czeka ich wieczne zbawienie i życie po śmierci. Mnie tak jak i
wielu innych natura pozbawiła tej łaski wiary lub raczej tak jak osoby religijne wierzę w coś
innego bo poruszamy się w materii wiary próbując ogarnąć swoim
małym rozumkiem istnienie lub nieistnienie bytu wyższego. Uczciwiej
jest więc powiedzieć, że bardziej odpowiada mi filozofia naukowo
materialistyczna ( nomenklatura obojętna choć najlepiej pasuje
agnostycyzm ). Przemijanie traktuję więc jako naturalne zjawisko
zmiany postaci materii , która w swojej atomowej i subatomowej
strukturze nie przemija ,choć przyznaję w swojej warstwie mentalno
uczuciowej przemijanie tragicznie dotyka nawet takich niedowiarków
jak ja. Dla wierzących śmierć jest tylko etapem na drodze do
przyszłego życia wiecznego w szczęściu o ile życie na ziemi było
bogobojne. Dla takich jak ja pewnie nie ma tam wstępu choć
większość osób o podobnym światopoglądzie do mojego ,żyje
uczciwie i w zgodzie z własnym sumieniem ale nie spełniamy
kryterium wiary. No cóż no comments na takie dictum , może poza
jednym filuternym , że do raju agnostyków nie będą mieć wstępu
wierzący. Dla osób religijnych przemijanie jest też etapem po
którym jednak pozostaje dusza ( w tym lub innym miejscu świata
niematerialnego ) oraz pamięć po tych , którzy odeszli. Dla mnie i
osób podobnych pozostaje tylko pamięć i historia. Nie muszę
ubierać tych , których już nie ma w sukienkę ich duszy . Ja
pamiętam Ich wszystkich , od pierwszej znaczącej śmierci w mojej
rodzinie wiele, wiele lat temu , poprzez szok śmierci mojego kolegi z
klasy tuż po maturze, poprzez traumę śmierci już tak wielu , zbyt
wielu, spośród moich znajomych i przyjaciół po ostanie smutne
wydarzenia. Z czasem i biegiem wydarzeń rozumiemy swoją
śmiertelność coraz dosłowniej. A przecież nawet zatwardziały
agnostyk musi przyznać ,że w poetyckim non omnis moriar ( Horacy)
jest ziarno prawdy bo nawet wtedy gdy pamięć o nas zatrze się
wśród ludzi i nawet wtedy gdy nie zostanie śladu po naszej
planecie i Słońcu to „nasze” atomy i cząstki gdzieś będą
istniały. Kiedy to zrozumiemy łatwiej pogodzić się ze
świadomością ,że życie nasze to drobny , nic nie znaczący
epizod. Nie zmienia to faktu ,że jestem szczęśliwy ,że byłem
jakąś cząstką w epizodzie życia Tych , którzy odeszli a Oni
byli obecni w moim życiu. Niech odpoczywają w pokoju.